czwartek, 15 sierpnia 2013

Człowiek ekstraordynaryjny...

Żywię przemożny szacunek do tych wszystkich zapaleńców, którym chce się zarywać noce i poświęcać czas by przetłumaczyć ścieżkę dialogową do filmu. A już w szczególności uznanie moje zyskują ci spośród nich, którzy na swój warsztat biorą produkcje tak stare, że aż zapomniane bądź tak niszowe, że szanse by któryś z dystrybutorów zadał sobie trud wydania ich w naszym kraju są czysto iluzoryczne. Ogrom ich pracy doceni każdy, kto choć raz w życiu próbował zmierzyć się z tłumaczeniem choćby jednej stronniczki zapisanej w obcym języku.

Ale do jasnej cholery, jak już się za coś bierzecie to zróbcie to porządnie! My sympathies padające podczas stypy to nie moje sympatie tylko wyrazy współczuciaactually na końcu zdania to nie aktualnie lecz właściwie a eventually to z pewnością nie ewentualnie tylko w końcu, i na Boga! - extraordinary nie znaczy ekstraordynaryjny lecz wyjątkowy! Pozostaje mi jedynie jęknąć Bitch please! Takie szkolne błędy przecież, psują całą przyjemność z oglądania filmów, niejednokrotnie mimowolnie zamieniając dramat w komedię.

Tomasz Beksiński w 1985 r.
Zawsze w takich chwilach przychodzi mi na myśl, nieodżałowany Tomasz Beksiński, syn słynnego ojca - Zdzisława, dziennikarz muzyczny radiowej "trójki" i - nade wszystko - fenomenalny tłumacz. To właśnie Beksiński jest autorem tych wszystkich genialnych ścieżek dialogowych z lat 90-tych ubiegłego wieku: Czas Apokalipsy, Szklana Pułapka, Wściekłe psy, Dzikość serca, serie James Bond, Zabójcza Broń, Brudny Harry, i wreszcie, to właśnie on jest autorem wybitnych przekładów z pozoru nieprzetłumaczalnych gierek słownych z Latającego Cyrku Monty Pythona.

Typ niepokorny, nie tylko zaciekle piętnujący słabe tłumaczenia, ale też biorący się za łeb z otaczającą go i  chylącą się jego zdaniem ku upadkowi kulturą. Dla jednych niezrozumiały dziwak, miłośnik brunetek, horrorów i wampirów, prowokator biegający w koszulce z napisem Adolf Hitler European Tour 1939-1944. Dla drugich człowiek, który w swoich radiowych audycjach i felietonach prasowych nie tylko nauczył ich muzyki, filmów, rozumienia świata ale ukształtował ich dusze. Osobną grupę stanowią mniej lub bardziej bliscy przyjaciele Beksińskiego, którzy pod płaszczykiem ekscentryka, widzieli w nim niezwykle wrażliwego, wiecznie poszukującego w życiu miłości, człowieka.

24 grudnia 1999 roku Tomasz Beksiński popełnił samobójstwo, rozliczając się z tym światem z tych kilku rzeczy dla których warto żyć i kończąc swój ostatni felieton, w tak charakterystycznym dla niego stylu, słowami jednego z jego - i moich - ulubionych filmów:

"[...]Spójrzmy więc wstecz i wspomnijmy to, dla czego warto było żyć. Kruk Edgara Allana Poe. Zamek Karmazynowego Króla. 17 minuta Ech Pink Floyd. James Bond. Nights In White Satin The Moody Blues. Adagio Albinioniego. Kobieta Wąż (The Reptile) w kwietniu 1970 roku - seans w sanockim kinie San, kiedy po raz pierwszy i ostatni bałem się na horrorze. Atom Heart Mother. Andante z Tria Es-dur Schuberta. Tom and Jerry. Coca-cola i ketchup. Rzygający grubas w Sensie życia wg Monthy Pythona. Czas apokalipsy. Drugi koncert Marillion w Gdańsku, gdy Fish śpiewał Lawendy "tylko" dla mnie i Anki. Clint Eastwood i scena z rondlem w westernie Joe Kidd. O fortuna - pierwsza pieśń z Carmina Burana Carla Orffa. Twin Peaks. Wizyta w Domu Kobiety Węża (Oakley Court pod Londynem). Wzruszenie, gdy przyszło mi zapowiedzieć koncert Petera Hammilla w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy 14.10.1995. Miłość w czasach zarazy Marqueza. Lost Highway. Noc i poranek 31 maja 1998...

Wszystkie te chwile przepadną w czasie, jak łzy w deszczu. Pora umierać."
Podpisuję się pod stwierdzeniem, że 24 grudnia 1999 roku, skończyła się jeśli nie epoka, to przynajmniej dekada, wybitnego tłumaczenia filmów. A dzisiaj mam jedynie nadzieję, że gdyby Beksiński mógł zobaczyć tytuł tego wpisu (choć przecież tak nienawidził komputerów), to uśmiechnąłby się pod nosem.


PS - Pod tym adresem: [link] dostępny jest w całości, cytowany powyżej ostatni felieton Tomasza Beksińskiego, Fin de Siecle napisany dla magazynu Tylko Rock.

4 komentarze:

  1. http://airborell.blox.pl/2008/11/Urodziny-Mistrza.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Wyraźnie widać, jak wiele Beksiński znaczył dla wielu młodych wówczas ludzi w naszym kraju.

      Usuń
  2. Byłam kiedyś na spotkaniu z Beksińskim, jako gówniara, niewiele pamiętam, a szkoda. Tyle tylko, że było super. Może gdzieś w pamiętnikach coś skrobnęłam, kiedy na starość przeczytam i znajdę, to napiszę.

    Mój syn zrobił napisy, sam z siebie, bo nie było, do jakiegoś amerykańskiego starocia z początku lat 50, zaczęłam patrzeć na niego z jeszcze większym szacunkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie tłumaczenie to naprawdę mrówcza robota. Jak najbardziej należny szacunek!

      Usuń