Spoglądam na leżącą przede mną okładkę ostatniego numeru Przekroju i jak to na stypach bywa zapijam wódką w szklance gorycz na widok Marka Raczkowskiego, krzyczącego z obwoluty: Wynosimy się! Ci, którzy widzieli jak popijam gorzałkę, mogą sobie wyobrazić jak mi ten widok mordę wykrzywia, tym bardziej, że tym razem to wóda czysta podwójnie, bo bez popitki. Jakiś Einstein rzucił kilka dni temu w prasie, że mu tej było-nie-było spodziewanej przez wszystkich śmierci współczesnego Przekroju absolutnie nie żal. Tygodnik ten nie miał już bowiem nic wspólnego z tym powojennym, ani nawet z tym z lat siedemdziesiątych. Bystrzak nie zauważył, że w dzisiejszych czasach już nie ma rzeczy, które miałby cokolwiek wspólnego z tymi z lat powojennych czy nawet z lat siedemdziesiątych. Fakt jest taki, że być może dawniej, nad Przekrojem ktoś uroniłby łzę nad lampką drogiego koniaku, mnie, czytelnikowi o tak plebejskiej proweniencji, wypada dziś zrobić to wyłącznie nad szklanką czystej.
Noszę w sobie żal ogromny, wspomnieć wystarczy przecież, że Przekrój był mi kompanem od lat blisko piętnastu, i na dodatek ja sam do tego zgonu rękę przyłożyłem, początkowo kibicując Grzegorzowi Hajdarowiczowi, który zapowiadał, że zrobi z Przekroju czasopismo z ambicjami, na wzór New Yorkera, po to tylko by po kilku miesiącach odchudzić tygodnik o kilkanaście stron, przenieść część treści do internetu i wreszcie zamienić całość w krzykliwy, lewacki magazyn z artykułami na poziomie amatorskiego fanzina, a mnie - i jak czas pokazał wielu innych czytelników - zmusić do niemego protestu polegającego na wydaniu tych kilku złotych przeznaczonych na Przekrój na używki o zupełnie innym charakterze, przynoszące jednakże znacznie więcej frajdy i uciechy. W skutek tej rewolty magazyn niestety skonał, a ja znów za chwilę będę zmuszony kibicować, tym razem Tomaszowi Niewiadomskiemu, który w takim jakimś, chyba altruistycznym odruchu, wysupłał siedem baniek by Przekrój z rąk spółki Hajdarowicza odkupić i wskrzesić. Niezwykle trudno jednak w to zmartwychwstanie, szczególnie zakończone powodzeniem uwierzyć, i to wcale nie z powodu osoby nabywcy, czy też wątpliwości co do jego biznesowych umiejętności, tylko z prozaicznej obawy czy ten nowy Przekrój będzie miał jeszcze kto czytać. Nowe pokolenie potencjalnych czytelników skoncentrowało się bowiem w swoich pierwszych komentarzach na tym, skąd też ten Niewiadomski wziął te siedem baniek i komu je ukradł, bo to pewnie złodziej. I pijak. Bo każdy pijak to złodziej.
No cóż, jeśli mu się nie uda to przynajmniej będzie mógł sobie usiąść nad szklanką czystej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz