Podsumowanie tego, co w 2016 roku zrobiło na mnie wrażenie zacznę od kategorii, która jest przeze mnie najbardziej zaniedbana. Tak się składa, że muzyki słucham zdecydowanie zbyt rzadko, a jeśli już, to głównie tego co grywają w moim samochodowym radio, czyli - jakby to nazwał mój dobry kolega - mainstreamowego szamba. W ten oto sposób gdzieś na falach eteru wyłapałem (a wraz ze mną pewnie połowa ludzkości) głos prawdziwie nieprzeciętny, należący jak się później okazało do równie nietuzinkowej postaci. LP - Laura Pergolizzi i jej album Death Valley jak dla mnie to muzyczne odkrycie poprzedniego roku, szczególnie w takim wykonaniu jak te poniżej.
Tez jest to moja ulubiona odsłona tego utworu:) zdecydowanie lepiej jej słuchać niż oglądać :) ale to sprawa mniej istotna bo w głosie ma to coś :) czekam na kolejne wpisy.
OdpowiedzUsuń