Wiosenna, a właściwie powinienem raczej napisać - letnia, aura za oknem, która swym impetem stara się prześcignąć, równie gwałtowny co intensywny atak zimy, sprowokowała mnie do zastanowienia się nad urlopem. Urlopem rozumianym w sposób najpospolitszy. Urlopem rozumianym jako przerwa od pracy zawodowej. Pauza.
Wchodząc dziś rano do łazienki, wciąż jeszcze czując na końcu języka posmak przekleństw, którymi w codziennym rytuale obrzucam zawodzący bezlitośnie budzik, nim jeszcze spojrzałem w lustro, po to li tylko, by zobaczyć poranną twarz-nie-moją i nim zdążyłem sięgnąć po maszynkę do golenia, zrozumiałem, że urlop, nade wszystko, ale to absolutnie nade wszystko inne, kojarzy mi się z Niegoleniem. Z tą, w gruncie rzeczy nie trwająca długo, prostą czynnością, którą podczas urlopu ku mojej radości, i ku niezadowoleniu mojej rodziny pod przewodnictwem Najlepszej z Żon, z czystym sumieniem wykreślam ze swojego harmonogramu dnia.
I nie piszę tego jako posiadacz, jakże pożądanego przez mężczyzn, zarostu gęstego, sumiastego, na widok którego, oprzeć nie może się żadna niewiasta, nawet taka zjawiskowej urody i nieprzeciętnej inteligencji, i z którym toczyć trzeba poranne boje, bo na prawym policzku odrosnąć potrafi już podczas golenia lewego. Wręcz przeciwnie.
Piszę to jako posiadacz zarostu wyjątkowo wątłego, nad podziw nawet mizernego, który mimo tego, że zarasta mą gębę już kilkadziesiąt lat, nie zdołał jeszcze objąć w panowanie całego oblicza, ograniczając swą aktywność zaledwie do kilku - przewrotnie - niezwykle widocznych miejsc. Mówiąc wprost, piszę to jako przedstawiciel grupy tych właścicieli zarostu, który Andrzej Stasiuk z pewnością określiłby mianem zapałek powkładanych w gówno. I który niegolonemu za nic w świecie nie przydaje męskości.
Tego urlopowego Niegolenia, nie będzie w stanie docenić nikt, kto nie jest zmuszony zmagać się każdego ranka, z zarostem, który mimo tego, że ledwie jest widoczny, to nie poddaje się nie tylko elektrycznej maszynce do golenia, ale też i tej klasycznej, niezależnie od tego w ile ostrzy wyposażył ją producent. Na nic próby golenia pod włos, na nic starania by golić się 'z włosem', ni w poprzek, ni na krzyż. Zarost wymyka się spod ostrzy, drwiąc sobie z pewnością gdzieś tam w duchu z golącego się, zuchwale.
Niegolenie to ma, chwilowa, bo chwilowa, ale jednak wiktoria, nad tą niezwykle trudną do okiełznania materią. Podczas urlopu nieogolony przechadzam się samotnie ulicami (rodzina za nic w świecie się wówczas do mnie nie przyznaje), triumfująco przyglądając się swemu odbiciu w sklepowych witrynach, od czasu do czasu jedynie wzbudzając niepokój wśród ochroniarzy, którzy nerwowo reagują na widok bezdomnego. Urlopowe Niegolenie to symbol mojej niezłomnej wiary w wolność jednostki.
Wchodząc dziś rano do łazienki, wciąż jeszcze czując na końcu języka posmak przekleństw, którymi w codziennym rytuale obrzucam zawodzący bezlitośnie budzik, nim jeszcze spojrzałem w lustro, po to li tylko, by zobaczyć poranną twarz-nie-moją i nim zdążyłem sięgnąć po maszynkę do golenia, zrozumiałem, że urlop, nade wszystko, ale to absolutnie nade wszystko inne, kojarzy mi się z Niegoleniem. Z tą, w gruncie rzeczy nie trwająca długo, prostą czynnością, którą podczas urlopu ku mojej radości, i ku niezadowoleniu mojej rodziny pod przewodnictwem Najlepszej z Żon, z czystym sumieniem wykreślam ze swojego harmonogramu dnia.
I nie piszę tego jako posiadacz, jakże pożądanego przez mężczyzn, zarostu gęstego, sumiastego, na widok którego, oprzeć nie może się żadna niewiasta, nawet taka zjawiskowej urody i nieprzeciętnej inteligencji, i z którym toczyć trzeba poranne boje, bo na prawym policzku odrosnąć potrafi już podczas golenia lewego. Wręcz przeciwnie.
Piszę to jako posiadacz zarostu wyjątkowo wątłego, nad podziw nawet mizernego, który mimo tego, że zarasta mą gębę już kilkadziesiąt lat, nie zdołał jeszcze objąć w panowanie całego oblicza, ograniczając swą aktywność zaledwie do kilku - przewrotnie - niezwykle widocznych miejsc. Mówiąc wprost, piszę to jako przedstawiciel grupy tych właścicieli zarostu, który Andrzej Stasiuk z pewnością określiłby mianem zapałek powkładanych w gówno. I który niegolonemu za nic w świecie nie przydaje męskości.
Tego urlopowego Niegolenia, nie będzie w stanie docenić nikt, kto nie jest zmuszony zmagać się każdego ranka, z zarostem, który mimo tego, że ledwie jest widoczny, to nie poddaje się nie tylko elektrycznej maszynce do golenia, ale też i tej klasycznej, niezależnie od tego w ile ostrzy wyposażył ją producent. Na nic próby golenia pod włos, na nic starania by golić się 'z włosem', ni w poprzek, ni na krzyż. Zarost wymyka się spod ostrzy, drwiąc sobie z pewnością gdzieś tam w duchu z golącego się, zuchwale.
Niegolenie to ma, chwilowa, bo chwilowa, ale jednak wiktoria, nad tą niezwykle trudną do okiełznania materią. Podczas urlopu nieogolony przechadzam się samotnie ulicami (rodzina za nic w świecie się wówczas do mnie nie przyznaje), triumfująco przyglądając się swemu odbiciu w sklepowych witrynach, od czasu do czasu jedynie wzbudzając niepokój wśród ochroniarzy, którzy nerwowo reagują na widok bezdomnego. Urlopowe Niegolenie to symbol mojej niezłomnej wiary w wolność jednostki.
Mam tak samo jak ty...
OdpowiedzUsuńPs. Czekam na wpis z resetu mózgu
Z dzisiejszej perspektywy ta nasza wiosenno-zimowa wyprawa wydaje mi się tak odległa...
UsuńDepilacja?
OdpowiedzUsuńOpcja godna rozważenia ;)
Usuń