Mieliśmy do dyspozycji zaledwie półtorej godziny i chociaż mapa wskazywała, że dojście do wodospadu powinno nam zająć około 45 minut, mniej więcej tyle samo powrót, to byliśmy przekonani, że damy radę w mniej niż 30. Ruszyliśmy szybko, licząc, że w ten sposób zyskamy prawie pół godziny na rekonesans na miejscu i znalezienie dobrych ujęć.
Po dwudziestu pięciu minutach bardzo intensywnego marszu ogarnęło nas pierwsze zwątpienie. Niemalże cała droga w kierunku wodospadu biegła asfaltem, co jest zapewne wygodne dla miłośników joggingu lecz nie do końca dla piechurów obutych w górskie buty z cholernie twardą i mało elastyczną podeszwą. Po kilkunastu następnych minutach zaczęliśmy się zastanawiać, czy przypadkiem mapa, którą się posługujemy nie jest przeznaczona dla rowerzystów. Zegarek nieubłaganie wskazywał czterdziestą już minutę naszego podejścia postanowiliśmy zatem, że dojdziemy jedynie do widocznego nieopodal zakrętu i jeśli tam nie będzie wodospadu to zawracamy.
Jednak był.
Mały Łabski wodospad w całej okazałości, wersja w poziomie... |
...i w pionie. |
A tutaj w trochę innym ujęciu. |
Super, tak jak lubię: świetne zdjęcia z delikatną nutą grafomani :P
OdpowiedzUsuńDobrze wiesz, że to u mnie zawsze idzie w parze: zaawansowana Grafomania z - powiedzmy - Fotomanią ;)
Usuń