Hiszpańskie miasteczka od lat toczą spór o to, które z nich Cervantes opisał na kartach Don Kichota z La Manchy, jako miejsce pojedynku błędnego rycerza z wiatrakami. Czy to Consuegra ze swoimi jedenastoma wiatrakami pośród których przechadzał się pisarz czy też raczej Campo de Criptana miasteczko leżące niedaleko Toboso, skąd pochodzić miała Aldona Lorenzo, słynna Dulcynea?
Gdyby jednak, zacny szlachcic z
La Manchy zawędrował w swych wojażach aż do Polski, to słynne starcie mógłby odbyć tylko i wyłącznie na farmie wiatrowej w
Margoninie. Co prawda jeśli się dokładniej przyjrzeć tym naszym współczesnym wiatrakom, to poza kolorem (też biały) w niczym nie przypominają niskich, krępych budowli z czterema skrzydłami, które szlachetny
Don Kichot wziął za olbrzymy. Gdybym wypił jeszcze jedno piwo, to zaryzykowałbym nawet tezę, że dzisiejsze wiatraki wziąć można za archetyp współczesnego kobiecego piękna - anorektycznie kościste, strzeliście wysokie o wystających łopatkach.
Chociaż odbiegają urodą od średniowiecznego kanonu, to Don Kichot byłby z pewnością zadowolony z ilości tych wychudzonych olbrzymów. W Margoninie bowiem znajduje się największa w Polsce (ósma w Europie) farma wiatrowa, na którą składa się 60 turbin. Przejeżdżając trasą nr 190 z Gniezna do Krajenki nie sposób nie zauważyć imponującej ilość wiatraków, które - jak czynią to od wieków - nie tylko nie zakłócają ale też elegancko wpisują się w urokliwy krajobraz.
Ich ogrom poznać jednak można dopiero zbliżając się pod sam wiatrak. Słup nośny ma długość 100m a rozpiętość śmigieł 90m! Obawiam się, że nawet na swoim ukochanym wierzchowcu i za pomocą swej kopii, Don Kichot nie sięgnąłby skrzydła takiego olbrzyma.
Stojąc u stóp wiatraka i spoglądając w górę miałem niesamowite uczucie nierealności całej tej sceny. Z jednej strony rytmiczny, niemalże hipnotyczny szum obracającego się śmigła, z drugiej jego ogrom i prędkość zaprzeczająca jego masie. Nad wszystkim poszarpane wiatrem, ale wydawać by się mogło, że skrzydłem, jasne chmury. Nie wiem czy Cervantes podczas swoich spacerów w otoczeniu wiatraków czuł się podobnie, pewien jednak jestem, że w swojej powieści nie bez przyczyny zrobił z nich iluzorycznego wroga dla swojego rycerza.
Całość dopełniała pogoda, która już dawno tak dobrze mi nie dopisała jak podczas tej przypadkowej foto-wyprawy. Piszę 'przypadkowej', bo w życiu się nie spodziewałem, że wzdłuż trasy będą takie 'atrakcje'.