sobota, 18 stycznia 2014

Polsko zwariowałaś?

Być może to czar sylwestrowej nocy albo magia wysokoprocentowych trunków; być może to przesadny optymizm, którym obdarowała mnie natura; a być może wszystko to razem po trochu, sprawia, że - jak co roku - w nowy rok wchodzę z flaubertowskim okrzykiem "Żyć! Żyć! Bez ustanku mieć wzwód!". Pełen entuzjazmu, nadziei i niczym niepopartej wiary w ludzkość, tak na przekór mojemu cynicznemu charakterowi. I jak co roku, raptem po kilku pierwszych dniach stycznia, czuję się jakby mnie ktoś z tej witalności, chemicznie wykastrował.

Episkopat Polski zagubiony od czasu upadku komunizmu w poszukiwaniach nieistniejącego wroga począł zamiast Słowa Bożego głosić dżihad przeciwko ideologii gender, samemu nie wiedząc nie tylko czym owo gender jest, ale nawet, jak się to wymawia. Biskupi z wyraźną nostalgią ogłosili za to, że przygotowują się do prześladowań, aresztowań i internowania. Dzisiejsze informacje agencji Associated Press o zawieszeniu przez Benedykta XVI w czynnościach posługi kapłańskiej blisko czterystu księży podejrzewanych o pedofilię sprawiają, że słowa biskupów o zatrzymaniach mogą się okazać najbardziej trafioną przepowiednią od czasu proroctw Mojżesza.

A jak już przy nawoływaniu jesteśmy to warto napisać o pewnej posłance, która ochoczo zabrała się za przemawianie Polakom do rozsądku, zupełnie niepotrzebnie chwaląc się wszem i wobec, bo widać to przecież na pierwszy rzut oka, że nie dała, nie daje i nigdy nie da złamanego grosza na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Ta bowiem, mimo tego, że co roku rozlicza się z zebranych pieniędzy, co do złotówki to z pewnością ze zbiórki finansuje "satanistyczny Przystanek Woodstock, narkotyki i tarzanie się w błocie." Niezmiernie ciekaw jestem na jaki to szlachetny cel przekazane zostały pieniądze zebrane przez ojca-dyrektora pewnej katolickiej stacji radiowej, którego apologetą jest wspomniana posłanka, podczas akcji "ratowania" Stoczni Gdańskiej, i kiedy się wreszcie z nich naprawdę rozliczy?

Przyklaskująca pani polityk w jej akcji oczerniania WOŚP redakcja kwartalnika Fronda, zasłynęła polowaniem, co prawda bardzo wybiórczym, na tak zwane "Resortowe Dzieci". Autorzy doszukując się krewnych z komunistyczną przeszłością w życiorysach znanych dziennikarzy i publicystów zapomnieli bowiem prześwietlić nie tylko swoją redakcję, ale także siebie samych. Gdy przyjmiemy jednak, że to przymiotnik: "znany" był tutaj kluczowym kryterium wyboru opisywanego dziennikarza zrozumiemy, dlaczego autorzy nie mogli napisać o sobie. Rozgrzeszmy ich zatem z tego drobnego przeoczenia, tym bardziej, że Frondzie zdarzyło się też już w tym roku, jedynie przez przeoczenie rzecz jasna, opublikować tekst, w którym autor wymienia "chwilowo nieczynny obóz zagłady w Oświęcimiu".

Wspomniany powyżej przymiotnik odgrywa też pewną rolę w historii prawdziwie wielkopolskiego lecz raczej mało znanego mecenasa z Poznania, który licząc że to się zmieni, postanowił złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez - dla odmiany - dosyć dobrze znanego pisarza: Szczepana Twardocha, który głośno powiedział, a właściwie napisał to, co myśli niemal każdy Polak mający do czynienia z orzecznictwem sądowym w dowolnej sprawie w Polsce. Co więcej obserwując, ze stosownym wydawać by się mogło dystansem, sączący się w tym kraju w pierwszych dniach stycznia anno Domini 2014 jad nienawiści, sam zamierzałem słowami Twardocha zatytułować swoją blogową notatkę. Po napisaniu wstępu zdecydowałem w tytule nawiązać jednak do pytania Jerzego Owsiaka, obawiając się, że co bardziej wrażliwy polski czytelnik, nie zniósłby w jednym tekście słów "wzwód" i "pierdol się."

2 komentarze:

  1. Być może trzeba być #po40 żeby się na to wszystko uodpornić...:P

    OdpowiedzUsuń