Po tym jak jak kilka lat temu, dwuletnia wówczas Marta, podczas mojej trzydziestopięciosekundowej nieobecności w łazience zdążyła się ogolić moją nieopatrznie pozostawioną na umywalce maszynką do golenia (na szczęście bez większych konsekwencji), staram się unikać pozostawiania dzieci bez nadzoru podczas wieczornych ablucji.
Czasami jednak bywa tak, że nawet jak się człowiek cholernie stara by nie wychodzić, to jakieś licho go z tej łazienki wywołuje, zasadniczo głównie po to, by mu coś śmiesznego na necie pokazać. Swoją drogą z przerażeniem stwierdziłem, że w ostatnim czasie internet w moim domu służy głównie do rozśmieszania, nic mądrego tam od dawna znaleźć nie mogę. Nie wiem tylko czy to jeszcze internetu czy raczej już moja wina?
Przechodząc jednak do opowieści o dzieciakach pozostawionych w łazience bez opieki: Tym razem sama na miejscu została Marysia, ze stosunkowo bezpiecznym narzędziem w rękach, mianowicie - szczoteczką do zębów. Po minucie, gdy wróciłem, okazało się, że całe lustro pachnie truskawkami z tego tylko powodu, że jest całkowicie wysmarowane dziecięcą pastą do zębów. Z uśmiechem godnym hiszpańskiego inkwizytora zabrałem się za wydobywanie zeznań.
- Marysia, co tutaj się stało?
- Tutaj? - z oczami jak Kot w butach ze Shreka 2 moja młodsza córka nieśmiało wskazała upaprane lustro.
- Tak. Właśnie tutaj.
- To ja nie wiem, tata.
- Jak Marysia nie wiesz? Jak stąd wychodziłem to lustro było czyste, nie było mnie raptem kilka sekund, w łazience byłaś tylko ty, wracam a lustro jest całkiem upaćkane. Samo się nie upaćkało. Przecież tylko ty mogłaś to zrobić Marysia. Jak to się stało?
- Tata! No tylko ja tu byłam, ale ja naprawdę nie widziałam tej scenki!