Przez dwa wieczory szwędaliśmy się ze szwagrem w okolicy Dziećkowic penetrując wschodni brzeg w oczekiwaniu na jakiś spektakularny zachód słońca. Szczęście nam jednak - nie licząc dosłownie pięciu minut pierwszego dnia - nie dopisało i poza zawarciem kilku nowych znajomości z jeżdżącymi na swych wypielęgnowanych Komarach i Rometach wędkarzami, nie udało nam się ustrzelić niczego specjalnie ciekawego. W ostatnią noc zatem zmieniliśmy strategię i mimo siąpiącego z nieba deszczu ruszyliśmy w kierunku Katowic, licząc, że może w mieście uda nam się popstrykać co nieco i przetestować nowe szkła Maćka.
Tradycja zobowiązuje, zaczęliśmy przeto od wizyty w Lornecie z Meduzą, która okazała się wyśmienitym remedium na padający deszcz. W znacznie lepszych humorach ruszyliśmy w kierunku kładki nad DTŚ prowadzącej od strony wydziału Fizyki UŚ w kierunku Spodka. Początkowo rozważaliśmy wizytę w Skybarze, tam jednak pstrykać można wyłącznie przez szyby w oknach, pełne - przy takiej pogodzie - kropel. Istniała także obawa, że barze, jak to w barach bywa, skoncentrujemy się za bardzo na innych czynnościach niż fotografowanie.
Na kładce okazało się, że albo mam za niski statyw albo buduje się za wysokie balustrady. Udało mi się jednak wcisnąć obiektyw między belki, co znacznie utrudniało wycieranie szkła z kropel, pozwoliło jednak uchwycić kilka kadrów na Gwiazdy. Prawdziwie industrialny widok rozpoczął się kilkanaście minut później, gdy miasto łaskawie włączyło oświetlenie ulic.
Później rzut oka na druga stronę, w kierunku Ronda. Jak zwykle straszy opuszczony i tym samym nieoświetlony budynek DOKP, który w Katowicach pełni rolę najdroższego bilbordu reklamowego w mieście, a być może i w całym kraju. Swoją drogą ciekaw jestem, co i kiedy tam ostatecznie powstanie. Koncepcja dwóch wieżowców o swojską brzmiącej nazwie Rondo Towers (na siłę ktoś chce nam tu wszystko ponazywać jak w Warszawie) upadła i z początkiem tego roku powinna się była zacząć rozbiórka biurowca, której specjalnie nie widać.
Na koniec przenieśliśmy się na skrzyżowanie Dudy-Gracza z Roździeńskiego, fotografując w kierunku wlotu do tunelu, gdzie można złapać w jednym w kadrze kilka poziomów ulic. Niestety intensywność ruchu spadła, z pewnością do wartości standardowej jak na sobotnią noc, co spowodowało, że nie udało nam się złapać ruchu na każdym z pasów. Na horyzoncie mienił się światłami Altus a my na chwilę poczuliśmy się prawie jak - w wyludnionym, bo wyludnionym - Nowym Jorku.