sobota, 10 marca 2012

Jutrznia.


Kiedy to docieramy do stóp opactwa i wspólnie z Bartłomiejem dajemy dowód wielkiej przenikliwości.
Był piękny poranek na początku marca. W nocy przymroziło nieco, dzięki czemu ciepłe barwy wschodzącego słońca urokliwie kontrastowały z bielą szronu. Przed nami wznosiło się opactwo. I choć brakowało charakterystycznej ośmiokątnej bryły zwanej Gmachem to i tak czułem się jakbym stał obok Wilhelma z Baskerville. Pozostało mi jedynie rozglądać się wokół w oczekiwaniu aż przebiegnie Brunellus.


Nic dziwnego. Siła rażenia popkultury jest tak wielka, że po Imieniu Róży każde opactwo, a już w szczególności każde opactwo benedyktyńskie, kojarzy mi się wyłącznie z książką Umberto Eco. Poza  Gmachem biblioteki, tyniecki kompleks ma wszystko, co potrzebne, by posłużyć za dekorację do wspomnianej powieści.

Majestatycznie usytuowany na skalnym zboczu, tuż obok wijącej się w dolinie Wisły, góruje nad otoczeniem. Światło poranka delikatnie oświetlało wschodnią ścianę opactwa, my tym w czasie rozglądaliśmy się za dogodnym punktem widokowym, raz zbliżając się, raz oddalając od klasztoru. Na sam koniec naszej niespodziewanej wyprawy, wypatrzyliśmy jeszcze jedno skalne wzniesienie. Po wdrapaniu się na nie, naszym oczom ukazał się prawdziwie baśniowy widok.





2 komentarze:

  1. Dzięki za namiary! Z Krynicy-Zdroju mam tam jednak dalej niż myślałem.
    Swoją drogą świetne zdjęcia klasztoru, zwłaszcza ujęcia zrobione z wspomnianego wzniesienia skalnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czwarte zdjęcie - poezja.
    Co do skojarzeń to mi bardziej teraz kojarzy się z "Ogniem I mieczem".

    OdpowiedzUsuń