sobota, 4 lutego 2012

Rewolucjonista bez karabinu

Kapuścińskim, nigdy się nie zachwycałem. Nie wertowałem Cesarza w te i we wte z nabożną czcią, w poszukiwaniu akapitów o Hajle Sellasje, które w rzeczywistości obnażały mechanizmy PRLu. Nie polowałem na zdania - perełki w Hebanie, nie padałem na kolana przed Imperium i Wojną Futbolową.

Z tego powodu, afera rozpętana po wydaniu Kapuściński non-fiction Artura Domosławskiego nie bardzo mnie interesowała. Fakt, że Ryszard Kapuściński, pozwalał sobie na "podkolorowywanie" niektórych wydarzeń w swoich reportażach w żaden sposób mnie nie zaskoczył a tym bardziej nie zbulwersował. Fakt, że miał kontakty ze służbami bezpieczeństwa PRLu, też mnie specjanie nie zdziwił - każdy korespondent PAP rezydujący w krajach wpływów państw zachodu, z pewnością pozostawał w orbicie zainteresowań komunistycznych służb. Wreszcie, nie był dla mnie  zaskoczeniem fakt, że oprócz żony Alicji, w jego życiu były również inne kobiety. Reporter, podróżnik na dodatek w blasku sławy wystawiony był pewnie na wiele pokus. A jednak w biografii Kapuściński non-fiction znalazłem jedną rzecz, która mnie ogromnie zaskoczyła.

Znalazłem w niej Ryszarda Kapuścińskiego.

Dzieciaka z Pińska. Poetę z Warszawy. Dziennikarza ze Sztandaru, Polityki, Kultury, Gazety Wyborczej. Reportera z Azji. Reportera z Afryki. Reportera z Ameryki. Ale też przede wszystkim - Człowieka. Człowieka, z krwi i kości. Syna. Brata. Męża. Ojca. Przyjaciela. Wroga. Pisarza. Podróżnika. Bohatera. Tchórza.
 
Wielką ironią losu, Ryszard Kapuściński jest znacznie ciekawszy na kartach biografii Domosławskiego niż ten będący wytworem precyzyjnej autokreacji literackiej, na stronach reportaży samego Kapuścińskiego.

Znalazłem Ryśka.

czwartek, 2 lutego 2012

Una Ragazza Inglese


Gdybym był prawdziwym italiano po trzydziestce i znalazłbym chwilę czasu - pomiędzy zajadaniem się spaghetti z dużą ilością czosnku i bułki tartej, dbaniem o swój nienaganny trzydniowy zarost i uśmiechaniem się do swojej squinzii - na wpis na blogu, prawdopodobnie zaczynałby się tak: Una ragazza Inglese...

Od poniedziałku bowiem 'chodzi' za mną, dawno już przeczytana, z wielką przyjemnością zresztą, powieść 'Morderstwo w La Scali'. Przez kilka dni usilnie zastanawiałem się, co było przyczyną tego, że znów sięgnąłem po książkę Tomasza Piątka aż nagle, dzisiaj: Bum! Eureka! Bezpośrednim katalizatorem była fenomenalna fotografia Ruth Orkin: American Girl in Italy.


copyright by Ruth Orkin
 
Fotografia, choć wykonana pół wieku wcześniej, może posłużyć za ilustrację tej powieści. Fotografia, a na niej Jinx Allen przechadzająca się samotnie ulicami Florencji w otoczeniu tych wszystkich ragazzi italiani, którzy jak pisze Piątek "dorastają dopiero po trzydziestce piątce[...] A do tej pory za ich życie - jedzenie, studia, samochód, komórkę i very expensive Italian clothes, you know what I mean, wiadomo, włoskie ciuchy - płaci la mamma".

Ale powieść Piątka i zdjęcie Orkin łączy coś więcej niż tylko żartobliwe spojrzenie na Włocha-Mężczyznę-Wiecznego Chłopca. To postać niezależnej, zbuntowanej, silnej a jednak wciąż poszukującej samej siebie Kobiety-Nie-Włoszki: takiej jak Jinx ze zdjecia, takiej jak Ruth z drugiej strony obiektywu, takiej jak powieściowa pół włoszka, pół angielka Judith. Kobiety jako przeciwieństwa la mamma..

Oba dzieła łączy także perfekcyjny styl: American Girl... to doskonała kompozycja i jednocześnie emanująca z fotografii 'naturalność', Morderstwo... to niebywała lekkość i zwinność języka, której szczerze autorowi zazdroszczę, a dzięki której niemalże każdą stronę zamieszkują takie perełki: "Ty jak narzekasz, to słychać, że się nie godzisz na to, na co narzekasz. A jak Włoch na coś narzeka, to się na to godzi."
Tomasz Piątek zresztą pod płaszczykiem powieści kryminalnej ukrył bowiem nie tylko satyrę na Włochy ale także prawdziwą rozprawę o filozofii, religii, kulturze, społeczeństwie i życiu rozumianym jako ciągłym poszukiwaniu własnej drogi i tożsamości. Kim jestem? W co wierzę? Gdzie jest moje miejsce?

Una ragazza Inglese czy może jednak Una ragazza Italiana?