Terrence Malick to dla mnie przede wszystkim - Cienka, czerwona linia - bez wątpienia najbardziej poetycki film o wojnie jaki widziałem. Nigdy wcześniej nie przypuszczałem, że okrucieństwo walk na Pacyfiku można pokazać w tak magiczny i jednocześnie dosłowny sposób. Scena z falującymi łunami traw, przez które przedzierają się w natarciu amerykańscy żołnierze na zawsze zapisała się w mojej pamięci.
W oczekiwaniu na - skrajnie odbierane - Drzewo Życia na BlueRay'u, postanowiłem odświeżyć sobie dwa pierwsze filmy Terrence'a Malicka - Badlands i Days of Heaven, również w wersjach HD. Oniemiałem z wrażenia. Terrence Malick te dwie, proste historie o miłości podaje w oprawie tak dopracowanej w szczegóły, że aż zapiera dech w piersiach.
Badlands (1973 r.), pierwsze dzieło Terrence'a, to nie tylko aktorski popis Martina Sheena (stylizowanego na Jamesa Deana) i Sissy Spacek lecz przede wszystkim zwiastun stylu Malicka, dla którego każdy kadr musi być dopieszczony wizualnie do granic doskonałości, a wiele ze scen ma dodatkowe, symboliczne znaczenie. Portretowe zbliżenia bohaterów, przepiękne krajobrazy Dakoty oraz Montany i ich symbolizm pozwalają widzowi poczuć atmosferę Ameryki lat 70tych. Uwielbiam scenę, w której pozbawiony granic moralności w swym miłosnym uniesieniu, opętany manią zabijania Sheen, z dubeltówką na ramionach przygląda się pełni księżyca. Pełni, która od wieków wprawiała ludzi w szaleństwo zamieniając ich w bestie.
Days Of Heaven (1979 r.), to kolejna prosta historia Terrence'a Malicka o miłości, która urzeka swoim pięknem. Dla kogoś, kto pasjonuje się fotografią to pozycja obowiązkowa. Malick rękoma autora zdjęć Nestora Almendrosa wyczarowuje Amerykę, jak ze snu. Tutaj każdy element, każdy budynek, każdy człowiek ma swoje, doskonale przemyślane miejsce w kadrze. Na zawsze zapamiętam krajobrazy Texasu Panhandle i z pewnością na zawsze zapamiętam - znów symboliczną - scenę plagi szarańczy, która oznacza koniec dotychczasowego życia dla wszystkich bohaterów tego dramatu.W Days of Heaven widać również wyraźnie pierwszą fascynację Malicka ogromnymi przestrzeniami, na których falują, targane wiatrem kłosy pszenicy. Fascynację, która spowodowała, że Malick zdecydował się zasiać trawy na piaszczysto skalistych zboczach wysp Pacyfiku, po to li tylko, by móc je wykorzystać w Cienkiej, czerwonej linii fałszując w masowej świadomości obraz ataku amerykańskich żołnierzy na wroga. Nie ważne, że nieprawdziwy, ważne że piękny!
W oczekiwaniu na - skrajnie odbierane - Drzewo Życia na BlueRay'u, postanowiłem odświeżyć sobie dwa pierwsze filmy Terrence'a Malicka - Badlands i Days of Heaven, również w wersjach HD. Oniemiałem z wrażenia. Terrence Malick te dwie, proste historie o miłości podaje w oprawie tak dopracowanej w szczegóły, że aż zapiera dech w piersiach.
Badlands (1973 r.), pierwsze dzieło Terrence'a, to nie tylko aktorski popis Martina Sheena (stylizowanego na Jamesa Deana) i Sissy Spacek lecz przede wszystkim zwiastun stylu Malicka, dla którego każdy kadr musi być dopieszczony wizualnie do granic doskonałości, a wiele ze scen ma dodatkowe, symboliczne znaczenie. Portretowe zbliżenia bohaterów, przepiękne krajobrazy Dakoty oraz Montany i ich symbolizm pozwalają widzowi poczuć atmosferę Ameryki lat 70tych. Uwielbiam scenę, w której pozbawiony granic moralności w swym miłosnym uniesieniu, opętany manią zabijania Sheen, z dubeltówką na ramionach przygląda się pełni księżyca. Pełni, która od wieków wprawiała ludzi w szaleństwo zamieniając ich w bestie.
Days Of Heaven (1979 r.), to kolejna prosta historia Terrence'a Malicka o miłości, która urzeka swoim pięknem. Dla kogoś, kto pasjonuje się fotografią to pozycja obowiązkowa. Malick rękoma autora zdjęć Nestora Almendrosa wyczarowuje Amerykę, jak ze snu. Tutaj każdy element, każdy budynek, każdy człowiek ma swoje, doskonale przemyślane miejsce w kadrze. Na zawsze zapamiętam krajobrazy Texasu Panhandle i z pewnością na zawsze zapamiętam - znów symboliczną - scenę plagi szarańczy, która oznacza koniec dotychczasowego życia dla wszystkich bohaterów tego dramatu.W Days of Heaven widać również wyraźnie pierwszą fascynację Malicka ogromnymi przestrzeniami, na których falują, targane wiatrem kłosy pszenicy. Fascynację, która spowodowała, że Malick zdecydował się zasiać trawy na piaszczysto skalistych zboczach wysp Pacyfiku, po to li tylko, by móc je wykorzystać w Cienkiej, czerwonej linii fałszując w masowej świadomości obraz ataku amerykańskich żołnierzy na wroga. Nie ważne, że nieprawdziwy, ważne że piękny!