Z Lodem Jacka Dukaja jest jak niemal z każdą jego powieścią. Przez pierwsze siedem, osiem stron zgrzytam zębami pod naporem nowych pojęć, słów i nazwisk; Przecieram oczy z trudnością wpatrując się w prawdopodobnie najmniejszą na świecie czcionkę; Chwilami zmuszam się by powrócić do wcześniejszego akapitu aby zrozumieć sens dialogu bądź - jak to u Jacka bywa - rozbudowanego zdania. Czasami nawet odkładam Dukaja na półkę, niech poczeka na mój lepszy dzień.
Lód czekał na swój dzień siedem miesięcy. O trzy mniej niż wcześniejsze Inne Pieśni i pięć mniej niż Czarne Oceany (przy tym progresie dostrzegam pewną szansę, na przeczytanie następnej powieści zaraz po przyniesieniu z księgarni). Tym razem Dukaj na pierwszych stronach wymalował swoim piórem skutą lodem Warszawę trzeciej dekady XX w. pod rosyjskim panowaniem z całym inwentarzem rosyjskich nazw, nazwisk i słów (Bogu dzięki, że nie zdecydował się ich pisać cyrylicą bo pewnie przeszło mu to przez myśl) a głównym bohaterem powieści uczynił kontestującego arystotelowską logikę polskiego matematyka. I choć przebrnąłem dopiero przez niecałe sto pięćdziesiąt stron tej liczącej ich ponad tysiąc bukwy a Benedykt Gierosławski jest dopiero na samym początku swej podróży na Syberię to znów zgrzytam zębami.
Zgrzytam zębami z zazdrością niespełnionego grafomana, który chyli czoła przed literackim kunsztem Dukaja; Przecieram oczy ze zdumieniem wgłębiając się w misternie skonstruowany świat wielowymiarowej logiki, polityki i - nade wszystko - Lodu; Chwilami zmuszam się by powrócić do fenomenalnego akapitu w którym mister Dragan okazuje się być Nikolą Teslą. I tylko jedna rzecz w tym zakończeniu różnić się będzie od wstępu: Z pewnością nie zamierzam odkładać Dukaja na półkę przez następne kilka dni.
Zgrzytam zębami z zazdrością niespełnionego grafomana, który chyli czoła przed literackim kunsztem Dukaja; Przecieram oczy ze zdumieniem wgłębiając się w misternie skonstruowany świat wielowymiarowej logiki, polityki i - nade wszystko - Lodu; Chwilami zmuszam się by powrócić do fenomenalnego akapitu w którym mister Dragan okazuje się być Nikolą Teslą. I tylko jedna rzecz w tym zakończeniu różnić się będzie od wstępu: Z pewnością nie zamierzam odkładać Dukaja na półkę przez następne kilka dni.