Odrabiam zaległości czytając na przemian zalegające numery National Geographic i wraz z Galipem wędruję po onirycznym Stambule w poszukiwaniu utraconej przeszłości. Magda wznieca rewolucję na ulicach Limy, bok w bok z Alejandro Maytą. Wieczorami, gdy już pociechy (jak ja lubię to określenie!) śpią nadganiamy Shielda (to już ostatni, siódmy sezon serialu, który bezsprzecznie zasługuje na osobny wpis) i połykamy nowe odcinki Good Wife.
Doświadczamy przy tym prawdopodobnie najdłuższej celebrowanych urodzin w historii nowożytnej Europy. Marta w Wielki Piątek skończyła sześć lat, godnie przyjmując zwyczajową porcję prezentów. W niedzielny poranek za to, wraz z Marysią biegały jak szalone w poszukiwaniu upominków od zająca. Później wizyta u babci i dziadka, urodzinowy tort (a nawet dwa!), nowa porcja prezentów i imprezy urodzinowej ciąg dalszy. A to jeszcze nie koniec! Za chwilę pojawi się szwagier, bez forfitera za to z rodzinką a wraz z nimi kolejne prezenty, upominki i atrakcje. Jeszcze tylko wróżka czy inna Elfa robiąca za wodzireja zbliżającej się imprezy dla dzieciaków i wreszcie, po nomen-omen sześciu dniach, koniec!
Kurcze u mnie minęło podobnie, no normalnie jak bym czytał swoje Story.
OdpowiedzUsuńAle muszę ci powiedzieć ze Marta rośnie na śliczną dziewczynę.