Wskazówki zegara leniwie, jakby przeczuwając nadchodzący nieubłaganie upał, zbliżają się do godziny ósmej. Wszystkie pobliskie delikatesy wciąż pozostają zamknięte
na głucho, za to w chłodnych jeszcze labiryntach ciasnych uliczek roznosi się gwar z niezliczonych
knajp, restauracyjek i szynków, w których kelnerzy w swych nieco wymiętych i wysłużonych białych koszulach serwują espresso w obowiązkowym towarzystwie croissantów. Bardziej plebejskie podniebienia radują jajka sadzone na bekonie w asyście złocistych tostów i filiżanki earl grey'a. Jaskrawe mury okolicznych kamienic poprzecinane gdzieniegdzie miękkimi jeszcze cieniami palm, powielają po wielokroć echo toczących się przy tej porannej uczcie rozmów we wszystkich zapewne językach świata i gdyby tylko wsłuchać się w nie wystarczająco długo, to wciąż usłyszeć można odbijające się od tych sfatygowanych ścian odległe odgłosy Historii.
i teraz przez Ciebie będę musiał wrzucić jakieś zdjęcia wakacyjne... :)
OdpowiedzUsuńWpadam w zachwyt oglądając Twoje fotografie. A przy tryptyku: Grubasy, Drzewo, Koleś przy stoliku - spadam z krzesła...
OdpowiedzUsuń