środa, 29 czerwca 2011

24 Hours in Hong Kong

Zazwyczaj opowiadanie historii od końca, a już w szczególności takie opowiadanie, w którym autor na wstępie zdradza, że zaczyna od końca, pozbawione jest sensu. Swoją opowieść zmuszony jednak jestem zacząć od jej zakończenia, czyli od Hongkongu, który był ostatnim miastem, jakie odwiedziłem podczas mojej podróży po Chinach.

Hongkong dla europejczyka odwiedzającego z szybkością jumbojeta różne miasta w Chinach to z jednej strony powód do radości na widok ludzi posługujących się angielskim (a nie wyłącznie jedną z odmian Chińskiego), śniadania typu 'full english breakfast' podanego wraz z widelcem i nożem (a nie ryżu z pałeczkami) oraz herbaty o smaku herbaty (a nie jaśminu, liczi czy kokosu), z drugiej zaś powód do zadumy nad tym jak precyzyjnie, skutecznie i bezlitośnie Brytyjczycy wykorzystali swoje 155 lat panowania nad tym terytorium.
[Dzielnica Mong Kok East]
Pierwsze wrażenie po dotarciu na miejsce jest na prawdę piorunujące - typowo chińskie neony błyskające fosforyzującymi kolorami, ogromna ilość Chińczyków na ulicach (momentami zaludnienie wynosi 43 TYSIĄCE! na kilometr kwadratowy) rozmawiających w kantońskiej odmianie chińskiego i ni to restauracje ni to jadłodajnie z chińskim żarciem, a po przeciwnej stronie najpopularniejsze amerykańskie i europejskie marki, płynna angielszczyzna każdego napotkanego Chińczyka oraz McDonalds, Burger King i Starbucks.

[Tak wygląda każdy, który jest pierwszy raz w HKG]
Miasto to przedziwna hybryda, w której Chińska tradycja przykryta została lewostronnym ruchem pojazdów, typowo brytyjskim Double Deckerami, strzelistymi wieżowcami i zamknięciem knajp o porze, w której jej wysokość, królowa Wielkiej Brytanii kładzie się spać. Jest to o tyle zastanawiające, co okrutne w mieście bowiem aż 96% mieszkańców stanowią Chińczycy!

[Widok na miasto. Przy okazji przypomniało mi się genialne opowiadanie Rylskiego - Dziewczynka z Hotelu Excelsior]
Z ekonomicznego punktu widzenia wyspa to niemalże eldorado dla jej mieszkańców - jedno z najwyższych PKB na świecie (15 miejsce), wysoki przyrost gospodarczy i pierwsze miejsce w rankingu 'Wolności Gospodarczej'. Przestrzeń życiowa zazwyczaj ogranicza się do kilkudziesięciupiętrowych wieżowców, a pokój hotelowy określany jako Double Size okazał się klitką 4x4 m za to z naprawdę imponującym widokiem za oknem :)
[Widok z hotelu Napoleon by Rhumbus]
Hongkong to prawdziwa świątynia komercji, w której sklep goni sklep a marka goni markę. Wszyscy noszą garnitury Armaniego, torebki Louisa Vouittona i zegarki Breitlinga. Metro pędzi z dokładnością do minuty a ludzie żyją w ciągłym pośpiechu. Wypisz wymaluj Warszawa - no może z wyłączeniem tego metra.

[Times Square, najnowsze marki i Hogwarts Express w rogu :)]
Po dziesięciu dniach w kontynentalnej części Chin, Hongkong sprawił na mnie wrażenie sztucznego tworu, który nie jest już miastem w Chinach ale jednocześnie nigdy nie będzie miastem Europejskim. 155 lat brytyjskiego ładu skutecznie osłabiło poczucie przynależności narodowej mieszkańców wyspy. Angielski porządek, pośpiech i blichtr wydają się tak skrajnie obcy ludziom zamieszkującym kontynentalne Chiny, że w Hongkongu sprawiają wrażenie średnio udanego eksperymentu społecznego.

Powiadają, że Hongkong to miejsce, w którym Wschód spotyka się z Zachodem. Przez 24 godziny, które spędziłem w tym mieście odniosłem wrażenie, że Zachód ze Wschodem w Hongkongu się spotkał, a potem go zagryzł i połknął.
--------------




[Widok zza okna wersja Daylight ;)]

[Jedyny na świecie dwupiętrowy tramwaj]

[Hongkong w deszczu]

Widok na wieżowce

[Popołudniowy traffic]

6 komentarzy:

  1. zdjęcia rewelacja, co do tekstu zdaje się na twój osąd bo HK nigdy nie byłem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak na prawdę to trudno sobie wyrobić rzetelny osąd podczas tak krótkiego pobytu, niemniej takie właśnie zrobił na mnie HKG pierwsze wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Informacje jakie ja posiadam nt Hong Kong'u pokrywają się w 100% z Twoim 24godzinnym obrazem. Zdjęcia SUPER! Niesamowicie kolorowo - muszę kiedyś wybrać się do Azji...

    OdpowiedzUsuń
  4. na 100% nie chcialbym tam mieszkac ale chetnie taki kilkudniowy teleport do Chin bym zaliczyl

    OdpowiedzUsuń
  5. @geri - celnie to ująłeś - teleport. 10 godzin lotu do przyjemnych nie należy.

    OdpowiedzUsuń
  6. @MaRCin G. - no właśnie teleport byłby idealny bo czas podróży - to jak podróż nad bałtyk po polskich drogach :)

    ps. no i musisz bardzo pilnować bagażu

    OdpowiedzUsuń