czwartek, 31 maja 2012

Pantera

Jeden z moich ulubionych Rainer Maria Rilke.

Voltaire zauważył, że z tłumaczeniem jest jak z kobietą - wierne nie jest piękne, piękne nie jest wierne. Wrzucam zatem w dwóch wersjach dla porównania. Wolę to pierwsze - Andrzeja Lama.


1.Pantera
Jardin des Plantes, Paryż

Jej wzrok znużony gonitwą wytrwałą
nie widzi nic, miganie tylko krat.
Jak gdyby przed nią tysiąc sztab istniało,
a za tysiącem sztab się kończył świat.

Jej miękki chód, wędrówka monotonna,
co wciąż zatacza najciaśniejszy krąg,
jest jak skupiony taniec wokół środka,
gdzie drzemie wola, by się wyrwać stąd.

I tylko czasem powieka odsłania
źrenice cicho. Obraz tędy wchodzi,
przebiega struną napiętego ciała
i ginie w sercu, nim się zrodził.
(Przeł. Andrzej Lam)


2.Pantera
W Jardin des Plantes, Paryż

Spojrzenia jej znużyła mijająca krata,
że już nie zatrzymują nic, mdlejące.
Czuje, jak gdyby było sztab tysiące,
a za sztabami już nie było świata.

Jej kroki giętkie jakby się łasiły
kręcąc się ciągle w tym najmniejszym kole,
tworzą jak gdyby taniec siły
wokół środka, co więzi ogłuszoną wolę.

I tylko czasem uniesie się wyżej
zasłona źrenic. – I obraz się wdziera,
idzie przez członków naprężoną ciszę –
i głębi serca się zaciera.
(Przeł. Mieczysław Jastrun)

wtorek, 29 maja 2012

W lodówce...

To, że dzisiaj na pytanie Marta, gdzie jesteś, zrozumiałem w odpowiedzi W lodówce, to pół biedy. Bardziej martwi mnie, że bez zastanowienia poszedłem to sprawdzić...

Najwyższa pora albo na leczenie albo na urlop.

niedziela, 27 maja 2012

Beskid Tour - część druga...

W progu naszego domostwa zagościła wiosenna Angina, z tego powodu mimo pięknej pogody wyjścia ograniczamy do krótkiego spaceru wokół osiedla. Przesiadywanie w czterech ścianach to jednak dobra okazja do blogowania, a już w szczególności dobra okazja do odrobienia blogowych zaległości. Dzisiaj druga część (a to jeszcze nie koniec!) zdjęć, które powstały podczas całodniowego pleneru w Beskidzie Żywieckim.

Z nad Jeziora Żywieckiego z nadzieją na lepszą pogodę przenieśliśmy się do Lipowej, skąd rozpoczęliśmy nasz foto-marsz w górę, wzdłuż koryta Zimnika. Potok płynący wartkim strumieniem, w stosunkowo głębokim korycie z licznymi przełomami, to bardzo fajny temat dla fotoamatorów. Oczywiście pod warunkiem, że uda im się zejść w dół skalnych ścian, unikając złamania kończyn. 

Jako że Bartek zajął jedyny dogodny do rozłożenia się kamień na środku rzeki, zostałem zmuszony do zastosowania taktyki 'na bosaka', co pozwoliło mi przekonać się, że stanie w pierwszych dniach maja, w rwącym, górskim potoku boso nie jest najlepszym pomysłem. Wydaje mi się, że to właśnie wówczas zrozumiałem również, skąd się wzięła nazwa Zimnik. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że zdjęcie butów i skarpet a także podwinięcie spodni - wszystko to z plecakiem na plecach i aparatem w ręku - zajęło mi dobre dwanaście minut, zacisnąłem strzykające z zimna zęby i postanowiłem pstryknąć minimum jedno ujęcie. 

Jak tylko usłyszałem odgłos zwalnianej migawki zdecydowałem się szybko ewakuować na pobliski kamień, dzielącą nas odległość pokonując gepardzim skokiem. Nie wziąłem jednak poprawki na to, że buty z solidną podeszwą stoją kilka metrów obok a kamień jest cały mokry. Wymachując rękoma, łapałem równowagę i zsuwając się zepchnąłem do rzeki Bartka. Sprzęt na szczęście przetrwał. Nieco przemoczeni ruszyliśmy w kierunku Skrzycznego, ale to już temat na następną opowieść.

Zimnik uchwycony z pozycji 'na bosaka', tuż przed skokiem.
Widok 'w dół' Zimnika.
Potok.
Bartek głowiący się nad mistrzowską kompozycją.

piątek, 18 maja 2012

Zadziwiając Epimenidesa.

Zamiast spokojnie myć zęby przed przed snem, Marta ostatnio ma jakąś fazę na wygłupy polegające na fikaniu, skakaniu i ogólnym wydurnianiu się. Dzisiaj już powoli zaczęło się we mnie gotować i podniesionym głosem chciałem przywrócić ją do pionu:
- Marta! Czy możemy przynajmniej raz normalnie umyć zęby a nie zachowywać się jak jacyś kretyni?
- Kretyni?
Zreflektowałem się i trochę naciągając próbowałem ratować sytuację.
- Tak. Tacy mieszkańcy Krety...
Na co odzywa się Marysia siedząca na nocniku.
- Ale krety mieszkają pod ziemią, tata.

wtorek, 15 maja 2012

Different kinda cop.

- Your turn to play bad cop?
- Nah, good cop and bad cop left for the day, I'm a different kinda cop.*

Przez ostatni rok, przynajmniej na jeden wieczór w tygodniu razem z Magdą, przenosiliśmy się do Farmington - dzielnicy murzyńskich gangów, meksykańskich karteli i ormiańskiej mafii. Dzielnicy dziwek, pedofilii, złodziei i narkomanów. Dzielnicy skorumpowanych polityków, seryjnych morderców, bezwzględnych katów, a czasem przypadkowych zabójców. Dzielnicy brudnych gliniarzy.

Przez ostatni rok, przynajmniej jeden wieczór w tygodniu spędzaliśmy w towarzystwie kapitana Davida Acevedy, detektywów Vica Mackey, Shane'a Vendrella, Ronnie'go Gardockiego, Curtisa Lemansky'ego, Claudette Clyms, Dutch'a Wagenbacha, sierżant Danielle Sofer i oficera Julien'a Lowe.

Przez ostatni rok, przynajmniej przez jeden wieczór w tygodniu, zastanawialiśmy się czy żeby złapać seryjnego mordercę trzeba mieć w sobie pierwiastek zła by myśleć tak jak on? Czy kroczyć po ścieżce kariery można tylko strącając sterczące dookoła łby politycznych rywali? Czy żeby złapać grube ryby trzeba wypuszczać z sieci te mniejsze? Czy popełnione zło można odkupić jedynie czyniąc zło jeszcze większe? Czy wiara, zasady, wartości mają swoją cenę?

Przez ostatni rok obejrzeliśmy siedem sezonów - i tutaj nie waham się użyć tego słowa - najlepszego amerykańskiego serialu policyjnego ever - The Shield.

Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że przebrnę przez siedem sezonów jakiegoś serialu to z pewnością postukałbym się w głowę. A jednak! I żeby była jasność: The Shield jest serialem nierównym: ma odcinki gorsze i lepsze, nudniejsze i ciekawsze, na pewno jeden fatalny ale też wiele genialnych.

Dlaczego zatem The Shield?

Bo koncentruje się, w przeciwieństwie do wielu współczesnych policyjnych seriali na losach policjantów, prowadzone przez nich sprawy zostawiając jako mocne, czasami nawet napędzające kolejne wydarzenia, tło. Bo nie ma w nim podziału na tych dobrych i tych złych a każdy skrywa mroczny sekret, każdy musi złamać zasady, które wyznaje. Bo zagrany jest tak genialnie, że nie widzisz aktorów tylko ich bohaterów. Bo każdy kolejny sezon jest lepszy od poprzedniego.  Bo ma najlepiej dobraną ścieżkę dźwiękową w historii telewizji i przywrócił światu takie kawałki jak Long Time Ago - Concrete Blonde czy I hung my head - Johnny'ego Casha. Bo nawiązuje do największej korupcyjnej afery w amerykańskiej policji - Skandalu Rampart i przedstawia w najbardziej wierny sposób pracę gliniarzy na ulicy. Bo to na nim z pewnością wzorował się Patryk Vega robiąc najlepszy polski serial policyjny - Pitbulla. Bo oglądając The Shield z zaskoczeniem zdajesz sobie sprawę, że zaciskasz kciuki za prawdziwych skurwieli. I wtedy masz ochotę zawyć z rozpaczy.

W niedzielę tak trochę pędziliśmy, żeby zakończyć całość oglądając ostatni odcinek serii. I kiedy z ekranu posypała się po raz ostatni lista płac, z kapitalnie dobraną muzyką, tekstem i fragmentami ze wszystkich sezonów (wrzuciłem poniżej - spokojnie nie ma żadnych spoilerów, można śmiało oglądać) to zrobiło mi się naprawdę przykro, że to już koniec. Jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało,  bohaterowie The Shield stanowili kawałek naszego życia.

Dziś śmiało mogę odpowiedzieć na pytanie z finałowego utworu serii:

- Did you have a good time?
- Hell, Yes! 
 

*Vic Mackey odpowiadający na pytanie podejrzanego podczas przesłuchania. The Shield - S01E01.

sobota, 12 maja 2012

Beskid Tour - część pierwsza...

Wreszcie pada! 

Piszę - wreszcie - bo przez ostatnie dwa tygodnie padało a właściwie lało tylko raz. W dniu, w którym pojechaliśmy z Bartkiem na całodniową foto-wyprawę w Beskid Żywiecki. Cały nasz misternie skonstruowany plan fotograficzny runął w gruzach. 

No ale przynajmniej wiem: że moja nieprzemakalna wiatrówka nie jest do końca taka nieprzemakalna; że po dwudziestu sześciu sekundach stania na bosaka w rwącym strumieniu nie da się dłużej wytrzymać; że da się za to bez specjalnych przeszkód chodzić po schronisku na boso, susząc buty i pozostałe elementy garderoby przy kominku; że bigos w schronisku jest może niepowalający, za to jest go dużo; że warto zatrzymywać się przed niestrzeżonymi przejazdami kolejowymi, a już w szczególności przed takimi po których pędzi pociąg.

Poniżej pierwsza porcja zdjęć, które powstały tuż po szczęśliwym (Uważaj! Pociąg!) dotarciu nad brzeg Jeziora Żywieckiego. Tytułem bonusu dodałem fotkę prezentującą Wielkie Suszenie.

05:08
 05:11
05:36
05:46
05:55
Bartek tłumiący cisnące mu się na usta słowa...