niedziela, 30 października 2011

Wielkim reżyserem jest i basta!

Terrence Malick to dla mnie przede wszystkim - Cienka, czerwona linia - bez wątpienia najbardziej poetycki film o wojnie jaki widziałem. Nigdy wcześniej nie przypuszczałem, że okrucieństwo walk na Pacyfiku można pokazać w tak magiczny i jednocześnie dosłowny sposób. Scena z falującymi łunami traw, przez które przedzierają się w natarciu amerykańscy żołnierze na zawsze zapisała się w mojej pamięci.

W oczekiwaniu na - skrajnie odbierane - Drzewo Życia na BlueRay'u, postanowiłem odświeżyć sobie dwa pierwsze filmy Terrence'a Malicka - Badlands i Days of Heaven, również w wersjach HD. Oniemiałem z wrażenia. Terrence Malick te dwie, proste historie o miłości podaje w oprawie tak dopracowanej w szczegóły, że aż zapiera dech w piersiach.

Badlands (1973 r.), pierwsze dzieło Terrence'a, to nie tylko aktorski popis Martina Sheena (stylizowanego na Jamesa Deana) i Sissy Spacek lecz przede wszystkim zwiastun stylu Malicka, dla którego każdy kadr musi być dopieszczony wizualnie do granic doskonałości, a wiele ze scen ma dodatkowe, symboliczne znaczenie. Portretowe zbliżenia bohaterów, przepiękne krajobrazy Dakoty oraz Montany i ich symbolizm pozwalają widzowi poczuć atmosferę Ameryki lat 70tych. Uwielbiam scenę, w której pozbawiony granic moralności w swym miłosnym uniesieniu, opętany manią zabijania Sheen, z dubeltówką na ramionach przygląda się pełni księżyca. Pełni, która od wieków wprawiała ludzi w szaleństwo zamieniając ich w bestie.
Days Of Heaven (1979 r.), to kolejna prosta historia Terrence'a Malicka o miłości, która urzeka swoim pięknem. Dla kogoś, kto pasjonuje się fotografią to pozycja obowiązkowa. Malick rękoma autora zdjęć Nestora Almendrosa wyczarowuje Amerykę, jak ze snu. Tutaj każdy element, każdy budynek, każdy człowiek ma swoje, doskonale przemyślane miejsce w kadrze. Na zawsze zapamiętam krajobrazy Texasu Panhandle i z pewnością na zawsze zapamiętam - znów symboliczną - scenę plagi szarańczy, która oznacza koniec dotychczasowego życia dla wszystkich bohaterów tego dramatu.W Days of Heaven widać również wyraźnie pierwszą fascynację Malicka ogromnymi przestrzeniami, na których falują, targane wiatrem kłosy pszenicy. Fascynację, która spowodowała, że Malick zdecydował się zasiać trawy na piaszczysto skalistych zboczach wysp Pacyfiku, po to li tylko, by móc je wykorzystać w Cienkiej, czerwonej linii fałszując w masowej świadomości obraz ataku amerykańskich żołnierzy na wroga. Nie ważne, że nieprawdziwy, ważne że piękny!

sobota, 22 października 2011

Polowanie na barwy jesieni.

Nasze polowanie na - być może ostatnie już w tym roku - jesienne kolory zaplanowane z Bartkiem mieliśmy na terenie ruin Zamku w Olsztynie. Na miejscu chcieliśmy być minimum godzinę przed wschodem słońca, tak by rozpoznać teren, zaplanować poszczególne kadry i w spokoju popstrykać. Dzięki zwyczajowej punktualności PKP zamiast w Częstochowie wylądowaliśmy w Tychach, nad jeziorem paprocańskim. Jedynym miejscem, do którego mieliśmy szansę dotrzeć tuż przed wschodem słońca.

W pośpiechu (to już dla nas niemalże nowa, świecka tradycja, że wszystko jest na szybko) zajęliśmy miejsce na wałach wokół jeziora skąd roztaczał się urokliwy widok na lokalną wersję Domu nad Rozlewiskiem.

Kilka pstryknięć w otoczeniu zaciekawionych wędkarzy i przyszła pora by przenieść się na bardziej dogodny do obserwacji wschodu słońca brzeg jeziora, który nas już raz, boleśnie doświadczył zimą 2009 roku.



Wraz z pojawiającym się na horyzoncie słońcem, barw zaczęła nabierać roślinność. W kilkadziesiąt sekund szary brzeg nabrał kolorów a słońce pięknie podświetliło charakterystyczny półwysep i całą linię brzegową.


Tak jak zimą znów dotarliśmy aż do Zameczku w Promnicach.

Udało nam się nawet zagłębić w - momentami naprawdę magiczny - las, który mienił się w ostrym słonecznym świetle, różnymi kolorami jesieni.


Na koniec, po przedarciu się przez leśną gęstwinę, trafiliśmy na łąkę, której część pozostawała w cieniu urokliwie kontrastując swoimi zimnymi, oszronionymi barwami z pozostałą, słoneczną częścią.

Z racji swego położenia Paprocany stanowią dla nas obiekt 'ratunkowy' jeśli chodzi o planowane wypady fotograficzne i jak widać powyżej doskonale się dzięki swojej różnorodności z tej roli wywiązują.

niedziela, 9 października 2011

Vrbickie Pleso

Vrbickie Pleso to niewielki, gęsto zarośnięty staw w Demianowskiej Dolinie. Z aparatem odwiedziłem go dwa razy. Pierwszy, ciut za późno kiedy już ostre światło słońca oświetliło zachodni brzeg. Uroku dodawał jedynie samotny księżyc.